Dobry wieczór Pani, jestem na początku drogi wychodzenia z pętli zadłużenia w chwilówkach na kosmiczną kwotę 80 tyś. Zaczęło się bardzo prosto: choroba, wędrówki po prywatnych gabinetach, operacja i praca w firmie z podłym wynagrodzeniem 1450 zł (po co zmieniać skoro jest jaka jest, jakie to wygodne).
Skąd wziąć pieniądze, żeby nie naruszać i tak wątłego domowego budżetu? Chwilówka. Najpierw jedna, potem druga. Początkowo kwoty, które potrafiłam spłacić, potem zamiast na leczenie i przeżycie zaciągałam jedną pożyczkę na spłatę drugiej i refinansowanie następnej tylko po, to żeby terminowo i wzorowo spłacać swoje zobowiązania.
Właśnie ten lęk przed nieterminowymi spłatami odłączył mi mózg od myślenia. Potem bałam się samej prawdy, czyli uświadomienia sobie ile kosztuje ten sznur, który sobie sama założyłam na szyję i czuje jak mi ciąży.
W końcu stwierdziłam: basta! Listopad: usiadłam, podliczyłam, poczułam dno, na które spadłam.
Stwierdziłam: koniec z dalszymi chwilówkami żeby terminowo spłacać pozostałe.
Zdałam sobie sprawę, że kiedy ja jak idiotka chciałam udowodnić swoją lojalność w spłatach chwilówek ich właściciele śmiali się do rozpuku. A teraz mają ubaw po pachy.
Co zrobiłam: zaczęłam szukać informacji, jak zacząć z tego bagna wychodzić w internecie i znalazłam Pani blog, zwróciłam się po pomoc prawną do instytucji pomagającej prawnie w restrukturyzacji chwilówek.
Gdzie obecnie jestem: opracowałam miesięczny plan spłaty chwilówek w ratach (spłata kapitału pożyczki) – obecnie miesięcznie mogę przeznaczyć na ten cel kwotę 1100 zł (po 50zł na 22 chwilówki).
Wysłałam pisma do wszystkich wierzycieli z prośbą o restrukturyzację i propozycją ile jestem w stanie płacić miesięcznie. Jedni odmówili, inni zaproponowali raty w kwotach po kilkaset złotych (wiadomo, że każdy chce odzyskać swoją należność jak najszybciej).
Nie zważam na to, trzymam się swojego planu, bo tyle jestem realnie płacić i płacę.
Moja droga rozpoczęła się w listopadzie, terminy części chwilówek dobiegną końca w grudniu. I teraz to najgorsze: POTWORNY LĘK że nie dam rady psychicznie z windykacją , że nigdy z tego syfu nie wyjdę.
Siadła mi psychika, nie jem, uciekam w sen. Wie Pani, nie boję się sądu, którym mnie straszą z windykacji, ja czekam na sądowy nakaz zapłaty. Czekam, tu mam duże wsparcie działu prawnego, który prowadzi mnie przez to piekło.
Wiem, że jeśli będę robić swoje czyli płacić miesięcznie tyle ile zadeklarowałam na piśmie i słać dalej pisma do wierzycieli, a w międzyczasie wysyłać sprzeciw od sądowego nakazu (jeśli do tego dojdzie), to jest to jedyna droga do wychodzenia na prostą.
Najtrudniejsze jest dla mnie teraz przestać się bać. Codzienne dziesiątki telefonów utrudniające życie z naciąganiem na refinansowanie i straszenie, co mi to zrobią i kto to do mnie nie przyjdzie.
Jestem na takim etapie zaszczucia, że każdy dźwięk czyichś kroków na klatce schodowej albo szmer powodują, że biegnę do drzwi, z myślą “idą po mnie” i patrzę przez wizjer czy tam nie stoi windykator.
To wszystko odbija się na całej rodzinie, rodzice zauważyli zmianę w moim zachowaniu i niepokoją się o mnie. Sama wiem że zachowuję się jak szczur w potrzasku, nie potrafię przejść nad tym wszystkim co się dzieje do porządku.
Wszystko płynie gdzieś obok, nie potrafię się niczym cieszyć. Zaczęłam brać silne leki uspokajające, a nie chcę tak żyć. Wiem, że weszłam świadomie w kupę i muszę z tego wyjść zostawiając smród daleko.
Mam wspaniałych rodziców, którzy stale mnie wspierają w tej trudnej sytuacji a ja nie potrafię tego docenić. Strach jest egoistyczny, człowiek głuchnie i ślepnie na innych i to, co dobrego się przytrafia. Bo jest tylko strach. Tylko przed czym?
Przed procedurami windykacyjnymi.
Ale przecież wiem, że tym ludziom płacą za bycie tym złym i groźnym. Kiedy z nimi rozmawiam telefonicznie przyjęłam jedną postawę, jak mantra powtarzam ile jestem w stanie płacić miesięcznie i tyle płacę. A jak chcą mnie wpisać do BIK-ów, BIG-ów, sprzedać dług, powiadomić sąd to im mówię żeby to zrobili jeśli tak im nakazują procedury.
I jakoś ciągle wyznaczają mi kolejne terminy na spłatę całości, bo jak nie to… I tu należałoby wpisać między wierszami, co się chce. Działają jak mafia. Więc chciałabym w końcu osiągnąć ten psychiczny stan spokoju, o którym tyle czytelniczek Pani e-booka pisze w komentarzach, móc sobie powiedzieć: nie boję się, nic nie możecie mi zrobić, bo nie możecie mnie zastraszyć.
Jeśli chodzi o moje finanse, obecnie zarabiam 1800 zł, szukam pracy lepiej płatnej i dodatkowej, w weekendy. Nigdy wcześniej nie nadzwoniłam się tyle po firmach z ofertą swojej pracy, tak – oferuję swoją pracę. Wcześniej byłoby to nie do pomyślenia.
Wystawiłam na sprzedaż wszystko czego nie potrzebuję, a co można spieniężyć, akurat nigdy nie przywiązywałam się do przedmiotów więc nie żal mi nawet tych antyków po pradziadkach.
Wiem, że kopa da mi dobrze płatna praca, jeśli wyjdę od kwoty 2500 netto miesięcznie to już będzie małe zwycięstwo. W tej chwili cały czas czuję silny lęk, że nie dam rady finansowo i ten ogłupiający, najgorszy ze strachów: windykacja.
Na razie telefoniczna czyli gadki umoralniające, z których windykator czerpie dziką satysfakcję z twojego lęku. Jak odzyskać tę cholerną radość z codziennego życia, z cudnej przyrody, słońca, wypitej pysznej kawy?
Jak odzyskać siebie, kiedy zostało się sprowadzonym do parteru, do wstrętnego dłużnika, kiedy człowiek czuje się jak szmata i uważa, że ludzie dookoła na ulicy, w sklepie są wolni, szczęśliwi i prawi?
Kupiłam Pani e-book “Jak wyjść z długów i cieszyć się życiem” ku pokrzepieniu, żeby nie oszaleć. Przepraszam za długi wywód ale musiałam to wyrzucić z siebie przed kimś, kto sam przeszedł przez to samo piekło. Z pozdrowieniami. Iza.
Dziewczyno! złapałaś wreszcie swoje życie za cugle i gnasz w wyznaczonym przez siebie kierunku, czegóż chcieć więcej? :-) wyjście z długów z takim samozaparciem to tylko kwestia czasu, dlaczego nie cieszysz się swoim sukcesem?
Wiem, że pełna euforia nadejdzie dopiero, gdy całkowicie pozbędziesz się z długów, ale przecież małe sukcesy także zasługują na celebrowanie, bo to one są składową tego finalnego celu, poza tym celebrowanie małych sukcesów daje zastrzyk motywacji do dalszego działania…
Czy warto bać się windykacji? no ale dlaczego…? to są tak samo ludzie tacy jak Ty i ja, i jak słusznie zauważyłaś, grożą że zrobią to czy tamto, a na koniec dnia przesuwają Ci termin spłaty chwilówki o metr dalej, bo co oni więcej mogą? pamiętaj, że Ci ludzie są w pracy, pracują te 8 godzin i wracają do swoich domów do rodzin, ściągając z siebie ten sztuczny płaszcz sprawiający wrażenie surowego windykatora.
Windykatorzy terenowi czy Ci obdzwaniający dłużników bite 8 godzin dziennie – tak właśnie zarabiają na życie, są szkoleni aby umieć wywołać na dłużniku ciśnienie, by ten spłacił swój dług jak najszybciej bo inaczej… (bla bla bla) :)
Pamiętaj również, że chroni Cię prawo, jeśli poczujesz, że ktoś w jakiś sposób łamie Twoje prawa, czy będzie to firma windykacyjna, czy osoba spotkana na ulicy – zawsze przysługuje Ci prawo do złożenia zawiadomienia na Policję.
Aby poznać kilka prawnych “kruczków”, zachęcam Cię do odwiedzenia wpisu: co może windykator. Dowiesz się jak bronić swoje prawa i na jakie paragrafy w danej sytuacji się powołać.
Zamiast myśleć o firmie windykacyjnej, skup się lepiej na zdobywaniu dodatkowych pieniędzy, znalezieniu pracy dodatkowej, czy zmianie obecnej pracy na lepiej płatną.
Kontynuuj dzieło które rozpoczęłaś, jesteś na bardzo dobrej drodze i pamiętaj, że wyjście z długów to Twój cel do którego podążasz małymi, ale pewnymi krokami! Trzymam za Ciebie kciuki bardzo mocno! Pozdrowienia!
Oceń mój artykuł:
Mimo że historia z tego artykułu nie znalazła jeszcze swojego szczęśliwego zakończenia, to i tak jest niesamowicie pokrzepiająca. Jeśli komuś w końcu otwierają się oczy i dostrzega swoją sytuację finansową taką, jaka ona faktycznie jest, to już połowa sukcesu! Gratulujemy i życzymy dużo wytrwałości!